Coraz więcej firm na całym świecie rezygnuje z home office. To rodzi sprzeciw pracowników, którzy przywykli do pracy z domu, w dogodnych godzinach, bez dojazdów. Przedsiębiorcy natomiast utrzymują, że zespoły są bardziej produktywne w biurach. Nie podejmuję się rozstrzygnięcia, która z grup ma rację. Chcę skupić się na czymś innym. Czy w tej dyskusji o tym, gdzie powinniśmy pracować, nie zagubiliśmy tego, co najważniejsze? Zamiast pytać gdzie, powinniśmy zastanowić się, po co pracujemy. I jak praca w grupie przekłada się nie tylko na jakość życia, ale i rozwój biznesu oraz innowacyjności.

Zacznę od truizmu. Praca naprawdę się zmieniła. Dążymy do tego, żeby zajmowała w naszym życiu coraz mniej miejsca. 4 dni w tygodniu, 6h dziennie. A najlepiej jeszcze mniej. To samo w sobie oczywiście nie jest złe. Problem polega na tym, że zaczyna nam być szkoda czasu na pracę. Mamy tyle atrakcji, możemy podróżować, uczyć się lepienia garnków. Jednak zapominamy o tym, że praca dostarcza także czegoś ekstra. To nie jest tylko wykonywanie obowiązków. To są relacje, znajomości, wspólne tworzenie czegoś, czego samemu nie można zrobić. Czegoś, co rozwija ludzi i całe przedsiębiorstwa, co kreuje nowe idee i wpływa na powstawanie innowacji. 

W moim odczuciu tych relacji nie można jednak zbudować bez stałego kontaktu. A tego kontaktu coraz częściej unikamy. Jak to zmienić?

Home office zabija relacje. I ochotę na pracę

Skąd jednak wziął się problem? Zaczęliśmy pracować w domach, a – nie ma co ukrywać – ciężko jest w takich warunkach wyzwolić w ludziach jedność. Relacje buduje się – a przynajmniej dużo szybciej się buduje – w kontakcie bezpośrednim. Bo przecież prawdą jest, że nowa osoba przychodząca do zespołu nie ma od razu sympatii i zaufania całego teamu. Na to trzeba zapracować. Jednak jak zacząć ufać komuś, kto jest schowany za kamerką, a nawet często za awatarem? Poza tym gdy się nie widujemy, nie pamiętamy nawet swoich imion. To sprawia, że łatwiej nam odejść. Nie ma więzi. Mogę więc wysłać wypowiedzenie mailem i już nigdy więcej nie spotkać się z ludźmi z pracy. Takie sytuacje – kiedyś nie do pomyślenia – naprawdę się dziś zdarzają.

Mam jednak pełną świadomość tego, że ludzie nie lubią nijakości. Dlatego – i mówię to i jako zarządzająca kilkudziesięcioosobową firmą, i jako osoba wykonująca po prostu codziennie służbowe obowiązki – gdybyśmy tylko mieli biura za rogiem, chodzilibyśmy do nich dużo częściej. Praca w domu wcale nie jest taka fajna, bo tak naprawdę nie przestajemy pracować. Dzień nam się wydłuża, bo wpadają dodatkowe obowiązki – pranie, spotkanie z kurierem, szybkie zakupy, ugotowanie obiadu. Nie pracujemy więc 8h, a właściwie nie wiadomo ile. I wcale nam się to nie podoba.

Od nijakości do marginalizacji życia zawodowego

Z drugiej strony nie chcemy tracić czasu na dojazdy, zależy nam zatem home office. Jednak korzystając z niego, skazujemy się na zatracenie relacji. Czasem jednych z najistotniejszych, jakie mamy. Jesteśmy więc w klinczu, chcemy pracować z domów, ale też chcemy mieć związek z kolegami z pracy. Bo jak nie z nimi, to z kim? Znajomości z pracy są naprawdę bardzo mocne, ale tracą na swojej wartości, gdy przechodzą tylko do świata wirtualnego. 

A gdy przestajemy czuć satysfakcję i jednocześnie widzimy, że praca w domu zabiera nam coraz więcej czasu – chcemy zminimalizować jej wpływ. Podobają nam się wizje coraz dłuższych weekendów, coraz krótszych godzin pracy. Wieczne podróżowanie czy zajmowanie się nowymi rzeczami. I choć oczywiście jest to często rozwijające – nie zastąpi nam pracy.

Jak zaangażować pracowników na nowo?

Osobiście uważam, że próba nawet nie minimalizowania, a marginalizowania roli pracy jest zła. Dlaczego? Bo praca to coś więcej niż codzienne obowiązki. To stymulant dla naszego umysłu, który pozwala nam zachować dobrą kondycję psychiczną. To trening dla mózgu. Wyjazd na wakacje czy kino to nie jest trening dla szarych komórek. A my najlepiej działamy, gdy nasz mózg pracuje na stabilnych obrotach. A im więcej mamy do zrobienia, tym bardziej jesteśmy produktywni.

Czy da się wyjść z tego klinczu i sprawić, żeby ludzie znów polubili pracowanie? Moim zdaniem jest to możliwe. Trzeba po prostu dać pracownikom szansę na stworzenie więzi – nie wirtualnych, ale tych realnych. Można to zrobić na dwa sposoby:

  1. Pierwszy polega na zrezygnowaniu z jednego dużego biura na rzecz biur-satelitów umiejscowionych tak, aby każdy pracownik miał do najbliższego maksymalnie 15 minut. To zachęci ludzi do przychodzenia do tej wspólnej przestrzeni, do nawiązywania relacji, dyskusji, dzielenia się doświadczeniami, burz mózgów itd.
  2. Drugi skupia się na angażowaniu ludzi w aktywności, nawet niecodzienne, dzięki którym zbudują relacje. Na organizowaniu dodatkowych działań, które zmuszają do wspólnej pracy. Na proponowaniu rozwojowych projektów, które mieszają ludzi z różnych działów.

Budowanie relacji w praktyce

W naszej firmie – SaldeoSMART – postawiliśmy na ten drugi scenariusz. Wprowadziliśmy OKR-y (Objective Key Results). To metoda polegająca na wybraniu celu, który inspiruje i wyznacza kierunek działania, a także określeniu mierników sukcesu. I niezależnie od tych celów i mierników – najważniejsze jest to, że ludzie pracują nad nimi dobrowolnie i w mieszanych zespołach. Dzięki temu łączymy nie tylko działy, ale przede wszystkim ludzi, którzy nie mają ze sobą na co dzień nic wspólnego. A ponieważ są to projekty dodatkowe, zgłaszają się do nich pracownicy, którzy naprawdę chcą coś zrobić, są kreatywni, mają pomysły, chcą się tymi pomysłami dzielić, rozwijać je, realizować, patrzeć, jak pączkują. OKR-y wymaga ścisłej współpracy, interakcji. Interakcji, która wciąga i sprawia, że zaangażowane w nią osoby chcą przychodzić na spotkania. Dzięki temu w firmie na nowo budują się więzi i relacje. A pracownicy się rozwijają, odkrywają w sobie nowe talenty. I znów zachwycają się pracą.

Bez zaangażowania nie ma rozwoju. Także w biznesie

I nie piszę tego wszystkiego z punktu widzenia sfrustrowanego przedsiębiorcy, który płaci za biuro i denerwuje się, że stoi puste. Piszę to z punktu widzenia członka zespołu i osoby, która razem z tym zespołem współtworzy produkt, system wspierający codzienną pracę księgowych i biur rachunkowych. Owszem, możemy nad nim pracować zdalnie. Możemy tworzyć nowe moduły i robić szkolenia dla użytkowników online. Możemy programować, nie widząc się całymi miesiącami. 

Ale z doświadczenia wiem, że na najlepsze pomysły wpadamy w grupie. Czasem podczas nieformalnych rozmów w kuchni czy windzie. Czasem podczas wielogodzinnych posiedzeń w sali konferencyjnej. Po prostu widzę i wiem, że innowacje wymagają interakcji, że rozwój produktu wymaga burz mózgów. Że rozwój firmy wymaga współpracy i zaangażowania. Jeśli chcemy tworzyć lepsze przedsiębiorstwa, doskonalsze produkty i efektywniejsze biznesy – musimy współpracować i napędzać się nawzajem.

Tylko angażując ludzi w pracę, można budować relacje. A one są zwyczajnie potrzebne. Warto więc ściągać ludzi do nowych projektów i wkręcać ich w zadania. To one są wyzwaniem dla naszych mózgów. Dzięki nim i ciągłej nauce rozwijamy siebie, firmy, technologie i poprawiamy jakość życia. A tego się nie da przecenić.